Liczba wyświetleń: 11584
POPRZEDNIĄ
NASTĘPNĄ
Ostatni dzień w Limie minął nam na zakupie butli gazowych, które będziemy potrzebowali na dalszych etapach wyprawy. Po południu Strzała zdecydował się spróbować surfingu. Ja w tym czasie pilnowałem naszych rzeczy i napawałem się możliwością przebywania nad Pacyfikiem. Do domu wróciliśmy wczesnym wieczorem i po szybkim posiłku od razu poległem w łóżku. Nie czułem się najlepiej i nie chciałem ryzykować pogorszenia mojego stanu. W końcu kolejne dni będą wymagały od nas znacznie więcej energii.
Tsunami nie było, ale surfować się dało
Z Limy zdecydowaliśmy się wyjechać autobusem. W Peru nie ma typowych dla Europy dworców autobusowych. Przewoźnicy sami organizują sobie przestrzeń potrzebną do świadczenia usług. Na szczęście, firmy przewozowe mają swoje siedziby blisko siebie, dzięki czemu można łatwo przebierać w ofertach.
Papierowe domy
Pierwszym ciekawym zjawiskiem, na które zwróciłem uwagę po wyjeździe z miasta, były wielkie osiedla malutkich budynków mieszkalnych. Jak łatwo się domyślić, daleko odbiegały one od znanych nam przepisów budowlanych. Większość budynków w Peru składa się jakby z segmentów (pokoi jak mniemam) dowolnie i swobodnie ze sobą łączonych. Podobną regułę zaobserwowałem już w przypadku niektórych budynków w centrum Limy, jednak dopiero przy okazji przedmieść, przyjrzałem się dokładniej. Należy również zaznaczyć, że „domy” na przedmieściach były bardzo marnych rozmiarów – z jedną, może dwoma izbami – natomiast te w stolicy potrafiły mieć całkiem sensowne rozmiary i wyglądały często bardzo zachęcająco. Ściany pokoju Elvisa, w którym spaliśmy, oceniliśmy organoleptycznie – wszystko jakby papierowe. No może nie dosłownie, ale na cienkiej sklejce się kończy i jakiegokolwiek ocieplenia brak. “Lepsze” budynki są zbudowane z cegły. Wydaje się ona jednak tak marna, że mocniejsze kopnięcie, powinno sobie z nimi poradzić. Można zaobserwować tutaj setki niedokończonych pokoi z cegły. Przeważnie rozpoczęte na górze. I nie wygląda na to, aby ktoś chciał je w najbliższym czasie dokończyć.
Poza nieznanymi mi wcześniej osiedlami, uwagę zwróciło, ukształtowanie terenu. Liczne góry i pagórki na horyzoncie, przypominały mi nieco tureckie bezdroża. Do celu dojechaliśmy po zmroku. Jako, że następny dzień chcieliśmy wykorzystać jak najlepiej, po szybkich zakupach, przemaszerowaliśmy kilka kilometrów do oazy, która była celem naszej wizyty w mieście Ica.
Piaskowe góry
Wstaliśmy bardzo wcześnie, o 6:30. Chcieliśmy zwinąć namiot jak najprędzej, aby uniknąć ewentualnych nieprzyjemności związanych z jego rozbiciem w niekoniecznie dozwolonym miejscu oraz zależało nam na tym, aby główną atrakcję, dla której tu przybyliśmy, zobaczyć zanim pojawią się tłumy turystów. Dalszą część naszego pobytu nad Huacachina najlepiej odda filmik, który zmontowaliśmy czekając na autobus jeszcze tego samego dnia.
Kolejnym celem naszej peruwiańskiej części wyprawy, jest Cuzco. Tam zostaniemy na trochę dłużej, ale jak mamy się tam dostać? Najprościej byłoby wziąć autobus, a my nie wykluczamy takiej możliwości. Jazda na stopa nie jest w tych rejonach popularna, a poza tym, natężenie ruchu pozostawia wiele do życzenia. Jednak jak to na nas przystało, postanowiliśmy sprawdzić prawdziwość tych słów. Żeby stanąć na właściwej drodze i w upatrzonym już wcześniej na mapie punkcie, znowu musimy przejść kilka kilometrów. Wzdłuż drogi, którą idziemy jest pełno śmieci. W rowie można znaleźć nawet… zdechłego psa.
Jak się okazało – warto było próbować, bo stopa łapaliśmy może 5 minut. Zatrzymała się przy nas stara ciężarówka. Po wejściu do środka okazało się, że była drewniana. Poza nami, jeszcze kilka innych osób załapało się na podwózkę. Znalazło się nawet dwóch mężczyzn, którzy podróżowali na dachu. Konstrukcja pojazdu sprawiała wrażenie jakby miała się zaraz rozlecieć. Skrzypi, stęka i rusza się przy każdej zmianie prędkości, jednak po kilku godzinach docieramy do małego miasteczka, z którego za niewielką opłatą podjeżdżamy autobusem do Nazca – ostatniego dużego miasta przed naszym głównym celem.
Tutaj szybko się orientujemy, że jazda na stopa przez góry na odcinku 500km może nam zająć nawet kilka dni. Robimy szybkie rozeznanie wśród firm przewozowych i decydujemy się pojechać nocnym autobusem za 80 soli. Dzięki temu zyskamy dodatkowy dzień w jednym z najbardziej urokliwych miast Peru – Cuzco. Relacja z tego miejsca już w następnym wpisie
Tekst: Kali
POPRZEDNIĄ
NASTĘPNĄ
NIEŚCISŁOŚĆ